Slash
Siedziałem w samochodzie i, razem ze Stevenem, jechaliśmy po Lilith.
Wpatrując się w "widoczki" za oknem rozmyślałem, dlaczego tak bardzo
nie lubię jego młodszej siostry. Ona mnie po prostu wkurzała. Ubierała się w
jakieś luźne ciuchy, ni to seksowne, ani ciepłe. Ciągle coś czytała albo
rysowała. A ile ona gadała! Jednym słowem, panienka Adler to żywy dowód, że w Japonii
mieszkają dziwaki.
Z moich rozmyśleń wyrwał mnie Steve.
- Mówię ci. - zaczął - Nie poznasz jej. Strasznie się zmieniła, od ostatniej
wizyty u nas.
- Yhm. Teraz zamiast wielkich swetrów zakłada na siebie worki po
ziemniakach? - prychnąłem
- Ej! - blondyn walnął mnie lekko w głowę i zaśmiał się wesoło
- Wręcz przeciwnie. Czemu ty jesteś na nią taki "cięty", hę?
Wzruszyłem tylko ramionami i powróciłem do wyglądania przez okno. Panowała
idealna, odprężająca cisza, jednak nasz Adlerek zaczął coś śpiewać.
- Zamknij ryj, pudlu! - rzuciłem i zakryłem dłońmi uszy.
Steven zaczął się jeszcze głośniej drzeć i przeraźliwie wyć. Okazało się, że
"śpiewał" nasze "Sweet Child O'Mine". Nie wychodziło mu to
najlepiej.
Nagle samochód gwałtownie się zatrzymał.
- Jesteśmy na miejscu! - wykrzyknął i wręcz "wyfrunął" z auta
Ja nie podzielałem jego entuzjazmu, więc zacząłem powoli wypełzać z
samochodu.
Stałem oparty o maskę, a Steve chodził w kółko. Ha! On skakał, a nie
chodził.
- Żebyś się nie posrał z tego szczęścia.
Zacząłem grzebać w kieszeni spodni, szukając zapalniczki. Wyciągnąłem fajkę
i włożyłem ją sobie między wargi. Kiedy zbliżałem płomień do papierosa, Adler
wepchnął swojego palucha przed moją twarz, wytrącając mi tym samym zapalniczkę.
Zaczął machać swoim łapskiem, pokazując coś w oddali i darł mi się prostu do
ucha.
- Tam, tam! Zobacz! Ona już idzie! - wrzeszczał, jak opętany, a ludzie co
raz na niego spoglądali - Liluś, tu jesteśmy!
Schyliłem się, aby podnieść zapalniczkę i prawie dostałem kopa w twarz,
przez nieuwagę Stevena.
Spojrzałem na nią. Taszczyła ze sobą trzy ogromne walizki, w srebrnym
kolorze. Jezu, po co jej tego tyle? Steven, jak przystało na porządnego brata,
podbiegł do niej i wyrwał jej bagaż z rąk. Dało się też słyszeć pisk zachwytu z jego strony.
To chyba była reakcja na zobaczenie tego puchatego czegoś, co niosła na rękach.
Kłębek wełny? Nie, to chyba kot. Podeszła bliżej. Tak, to na pewno kot.
Pierwsze co zauważyłem to niebotycznie wysokie buty na obcasie. Jak w tym
można chodzić i się nie połamać ?! Zwróciłem uwagę na jej odsłonięte nogi.
Chociaż była niska, to nogi miała zgrabne. Obczajałem ją dalej. Trochę szersze
biodra, ale to dobrze. Trzeba mieć za co złapać. Wąska talia, średniej
wielkości cycki.
Przeniosłem wzrok na jej twarz. Czy ona coś ćpała? Miała takie dziwne
oczy... Whatever. Zresztą nie wpuściliby jej do samolotu, jakby coś brała.
Chyba... Ale za to miała fajne włosy. I choć, przyznaję to z niechęcią, to
podobała mi się i była seksowna. Było w jej wyglądzie coś pociągającego i
tajemniczego. Zwłaszcza oczy. Serio!
- Slash! - zawołał do mnie Steven, chyba się na nią zbyt długo patrzyłem, bo
jej usta, również były wygięte w uśmiechu - Oto Lilith. Moja mała siostrzyczka.
- przytulił ją, na co zareagowała chichotem
- Uważaj, na kicię! - odparła
- Cześć. - podałem jej rękę. Uścisnęła ją delikatnie, swoją malutką dłonią.
- Zmieniłaś się.
- Cześć, wiem. Hi hi. - omiotła mnie spojrzeniem od góry do dołu. Trochę
mnie to skrępowało - Niestety, nie mogę powiedzieć tego samego o tobie.
- Lilly wsiadaj z Huyą, do samochodu, a my zajmiemy się twoimi walizkami. -
powiedział do siostry brat
- Steven! - wykrzyknęła Lilith. Aż podskoczyliśmy, bo głosik to miała niezły.
- Tak? - spytał niepewnie Adler
- Nie, Huya. Ona ma na imię Hyuna. - wyjaśniła śmiesznie akcentując i
przeciągając sylabę "HYU"
- Bawi cię to? - tym razem zwróciła się do mnie i uroczo zmarszczyła nosek
- Nie, nie coś ty.- odpowiedziałem, dusząc w sobie śmiech
- To dobrze. - odparła i razem z kotką wsiadły do samochodu
Steven posłał mi rozbawione spojrzenie i wtedy już nie wytrzymaliśmy.
Zaczęliśmy się dziko śmiać na środku parkingu, co oczywiście nie uszło uwadze
innych ludzi.
Lilith
Słyszałam ich rechot. Co śmiesznego jest w imieniu mojego kota?! Hyuna miauknęła.
- Cio malutka? - zaczęłam ją drapać za uszkiem, na co odpowiedziała mi
mruczeniem. Wygodnie ułożona na moich kolanach, chyba zasnęła. Uśmiechnęłam się
sama do siebie.
Lubiłam mówić do zwierząt. Wiem, że to trochę infantylne, ale taka już
jestem i nic nie poradzę.
Dobrze, że udało jej się przetrwać podróż w ciasnej klatce dla zwierząt.
Do auta wsiedli Steven i Slash. Mój brat siedział za kółkiem. Trzasnęli
drzwiczkami, a Steven przekręcił kluczyk w stacyjce.
Ruszyliśmy. Nie lubię ciszy, więc zaczęłam rozmowę.
- Stevie, myślisz, że oni mnie jeszcze pamiętają? - spytałam
- Myślę, że tak. A czemu pytasz?
- A tak sobie. - odparłam zadowolona odpowiedzią brata
- Trudno cię nie pamiętać - mruknął cicho Kudłaty, aczkolwiek chyba go to
bawiło
Chyba miał nadzieję, że tego nie usłyszę. Ha! Niedoczekanie jego. Mam słuch
jak nietoperz! Walnęłam go, po zarośniętym lokami łbie.
- Au! - zawył - Czemu wy mnie bijecie?
- Od Steviego też oberwałeś? - spytałam lekko zaskoczona
Oboje przytaknęli, kiwnięciem głowy.
- Wee! Żółwik Steven! - zadowolona stuknęłam się z bratem pięściami
- Uważaj na nią. - dodał blondyn - Wygląda niewinnie, ale ma ciętą rękę.
Język w sumie też.
- Hi hi. Mam czarny pas w karate. - wymachiwałam rękami i niechcący obudziłam
Hyunę
Slash spojrzał na mnie z wybałuszonymi oczami.
- Boże... - mruknął i osunął się na fotelu
Reszta jazdy minęła mi na miłej rozmowie ze Stevenem o kotach.
- A wiesz, że Slash też lubi koty? - spytał Steven
- Szczym ryj! - huknął groźnie nasz towarzysz, który do tej pory się nie
udzielał w rozmowie. Od jego krzyku zakręciło mi się w głowie.
- Na prawdę? To urocze. - powiedziałam spoglądając na Mulata
- Yhm. - mruknął i odwrócił twarz w stronę szyby
Czy mi się zdawało czy Slash się zarumienił? Ojej! To również było urocze.
- Jesteśmy. - powiedział brat
Wyszłam z auta razem z Hyuną na rękach. Kotka podniosła łebek do góry i z
zaciekawieniem obserwowała co się dzieje.
Zaczęłam rozglądać się dookoła. Przede mną stał pomalowany na beżowo
budynek. Na podwórku leżał rozwalony krasnal ogrodowy, rosły trzy drzewka, a w
cieniu stała duża drewniana huśtawka. To wszystko przypominało mi trochę domki
z horrorów. No, cóż.
Staliśmy przed drzwiami.
- To co, Młoda? Jesteś gotowa na wejście do rezydencji Najniebezpieczniejszego
Zespołu Na Świecie? - spytał Steven, poruszając przy tym zabawnie brwiami.
Zaśmiałam się i niepewnie przytaknęłam.
- Witamy w HELL HOUSE! - wydarł się, a Slash otworzył drzwi mocnym
kopnięciem.
Hyuna miauknęła przestraszona. Pogłaskałam ją po grzbiecie. Przekraczając
próg domu wypuściłam kotkę ze swoich objęć. Zaczęła obwąchiwać każdą napotkaną
przez siebie rzecz, a ja ruszyłam przed siebie i trafiłam do jakiegoś
pomieszczenia. To chyba był salon. Gdy tam weszłam zapadła cisza, a trzej
siedzący tam mężczyźni zaczęli się we mnie wgapiać.
Gadali o mnie. Dlatego tak gwałtownie zamilkli. Ja to czuję.
Do pokoju wpełzł Steven, bez swojego towarzysza.
- Ta daam! Oto moja siostra! Lilith. - przedstawił mnie Steve
- Pamiętamy, durniu. - odezwał się rudy, a Steven pozostał niewzruszony
Durniu? Dlaczego "durniu"?
- A ty pamiętasz nasze imiona? - spytał inny blondyn, szczerząc się do
granic możliwości
- Chciałeś powiedzieć "ksywki". - dodał rudzielec
Tamten nie przestając się uśmiechać pokazał mu tylko fucka. Rudy się tylko
zaśmiał.
- A owszem, pamiętam. Ty jesteś Axl. - wskazałam rudzielca, na co ten uśmiechnął
sie życzliwie i bił brawo.
Pokazywałam na blondyna. - Ty to.. hm.. Duff? - powiedziałam, a on wstał i
się ukłonił. Zaśmiałam się i przeszłam do trzeciego, już ostatniego, mężczyzny.
- A ty masz na imię.. - zmarszczyłam brwi, bo ni chuja nie mogłam sobie
przypomnieć. Nagle mnie olśniło. - Wiem! Ty jesteś Fizzy! - wykrzyknęłam
i zaklasnęłam sobie w dłonie
Na chwilę zapanowała cisza. Potem Duff, Axl, Steven, Fizzy (czy jak mu tam),
oraz Slash, który nie wiadomo skąd i kiedy się pojawił, zaczęli się głośno
śmiać.
- O co wam chodzi? - spytałam, bo już kompletnie zbaraniałam
- Bo.. hi hi.. Fiz.. ha ha.. Fizzy.. to.. ha ha.. - zaczął próbować mi wyjaśnić
Steven
- Chodzi o to, że nie nazywam się Fizzy. Mam na imię Izzy. - uśmiechnął się
rozbawiony, a ja ten uśmiech odwzajemniłam
- Aha, ups. Wybacz. - przeprosiłam - Ale byłam blisko
- Fakt.
Chłopaki się już uspokoili, a wtedy do salonu wkroczyła moja kicia.
- Ojoj! - wykrzyknął Duff i wziął kotkę na ręce - Jakie to słodkie
stworzonko!
- Ej, mała. - zwrócił się do mnie Axl - Dlaczego twoja świnka morska ma taki
długi ogon?
- Hmm. Może dlatego, że moja świnka morska jest kotem?
Po raz kolejny tego dnia zaczęliśmy się śmiać, Izzy wykonał face palma, a
Axl niemrawo się uśmiechnął i zaczął głaskać Hyunę.
___________________________________________________________________________________
Lubicie jak są długie rozdziały?